Ostatni mój czas był całkowicie szaleńczy. Miałam być na weselu, a wylądowałam na pogrzebie. Zjeździłam pół Polski wzdłuż i wszerz, pokonując setki kilometrów dziennie. Wszystko jednak ma jakiś głęboki sens, nawet jeśli go początkowo nie rozumiemy. Jeśli gdziekolwiek spotkałam w tym roku Chrystusa Zmartwychwstałego, to właśnie tam – na cmentarzu pod Lublinem, w blasku słońca, wśród śpiewu ptaków. Nie zdążyłam poznać pani Eugenii, ale zachwycił mnie jej uśmiech na zdjęciach, pokój na twarzach jej męża i synów i wiosna, którą nam przysłała… Mój przyjaciel mówił o tym, że choć jego Mama odeszła, to wciąż jest pośród nas, a w naszych sercach musi zwyciężyć radość, miłość i życie. Nie pozostaje mi dodać nic, tylko AMEN!
A wiosna jest przepiękna i czuć ją już wszędzie dookoła 🙂 Łąka przed naszą parafią pokryła się niesamowitym cebulicowym dywanem i zaprasza do spacerów!
Tymczasem moje myśli wędrują dziś również do Nyahururu, gdzie na popołudnie zaplanowane jest spotkanie pożegnalne o. Gabriela. Ktokolwiek kto go poznał, wie, że to człowiek-instytucja. Zupełnie nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie ośrodka st. Martin bez niego. Od jutra stanie się to jednak rzeczywistością i obowiązku po nim przejmie o. Mariano. To o. Gabriel od 1997 roku był nie tylko założycielem, ale również duszą, głosem i sercem organizacji, która pomogła milionom mieszkańców Nyahururu i okolic. Mogę sobie tylko wyobrazić te niekończące się kolejki wdzięcznych osób, które dziś ustawiają się, by ostatni raz uściskać o. Gabriela. Jeśli jednak prawdziwie słuchali tego co chciał przekazać, to wrócą dziś do swoich domów ze słowami „only through community” („tylko przez wspólnotę”) na ustach i zaczną jeszcze hojniej działać na rzecz swoich lokalnych społeczności.
I tak cały czas nam coś przypomina, że życie jest nieustanną wędrówką. Po każdej zimie nastąpi wiosna, po każdym pożegnaniu przyjdzie czas na powitanie i po każdej śmierci czeka zmartwychwstanie.